Czy pomysł produkcji dedykowanych pierścionków, rodem z Zabrza, mógłby podbić świat? 21 – letni Oskar Irzyk, współwłaściciel marki Burgundii, jest o tym przekonany. A jeśli się nie uda, w zanadrzu ma jeszcze kilka innych planów. Jego firma działa w zabrzańskim inkubatorze przedsiębiorczości AIP.
* Opowiedz, jak to się stało, że zamiast wygodnej pracy na etacie zdecydowałeś się na własną firmę?
Studiowałem przedsiębiorczość na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach. Wydawało mi się, że to świetny kierunek, bo zawsze chciałem być tym przedsiębiorcą. Próbowałem już w liceum – sprzedawałem np. na własne konto rozmaite narzędzia, miałem katalogi, oferty, kontaktowałem się z firmami. Dzięki temu z bliska zobaczyłem, jak działa biznes – podatki, VAT, faktury, negocjacje, kontakty, rozliczenia z klientami. Planowałem też sklep internetowy z tymi narzędziami, ale ostatecznie zrezygnowałem. Lubię się uczyć i chętnie czerpię wiedzę ze swoich doświadczeń. Uważam, że to dzięki wiedzy stajemy się lepsi, zdobywamy umiejętności, a z czasem i doświadczenie. Prowadząc firmę musisz robić wiele rzeczy samemu, ja wtedy nauczyłem się programowania, marketingu, sprzedaży, uczyłem się wszystkiego, co mi wpadło w ręce. Do dziś sam zajmuję się choćby własną księgowością – miałem znajomą, która mnie tego nauczyła i do dziś to robię. Zawsze starałem się unikać przeciętności, chciałem mieć więcej niż inni, ale też nie migałem się od ciężkiej pracy. Gdy na przełomie szkoły średniej i studiów inni chodzili na imprezy, ja otworzyłem działalność i do późnego wieczora dzień w dzień pracowałem. Sukces nie spada z nieba – to droga wielu wyrzeczeń. Poświęciłem pewne rzeczy na rzecz czegoś innego. Więc jak ktoś mi mówi, że mam fajnie, to mam ochotę powiedzieć mu – zakasaj rękawy i bierz się do pracy.
Wracając do studiów przedsiębiorczości – bardzo zawiodłem się tym kierunkiem. Oczekiwania miałem spore, ale studia ich nie spełniły. Widziałem rozdźwięk między tym, czego uczą na uczelni, a tym, jak to faktycznie wygląda w praktyce. Na wykłady przychodziła pani, która wprawdzie napisała o przedsiębiorczości 10 książek, ale sama nigdy tego nie robiła. Była to więc teoria, przełożona z innej teorii. Te gadki o upadłościach firm, niewykazywaniu zysków itd. Przecież każdy wie, że brak zysku nie musi oznaczać, że firma sobie nie radzi, a nawet wręcz przeciwnie – ze radzi sobie świetnie i dużo inwestuje, stąd koszty. Ostatecznie rozstałem się z uczelnią.
* I zostałeś przedsiębiorcą.
Dokładnie. Na starcie miałem niskie koszty – mieszkałem u rodziców, wszystko, co zarobiłem, mogłem odkładać. Miałem już samochód, jakieś zaoszczędzone pieniądze i planowałem pierwsze inwestycje. Na początek otworzyłem sklep z markową odzieżą sportową, który zresztą istnieje do dziś w pasażu Centrum Handlowego M1; do tego połączyłem go ze sprzedażą internetową.
* I wtedy poszło już z górki?
Nie do końca. Kupiłem nowy samochód, wziąłem pod to kredyt, ale okazało się, że przedsięwzięcie nie hula aż tak, jak powinno. Zacząłem się zastanawiać, czemu innym idzie w tym internecie lepiej, a mi nie. Zacząłem się uczyć, wyciągnąłem wnioski, poprawiłem algorytmy reklam, kontakt z użytkownikami i dosyć szybko zaczęło się kulać. Szło nam na tyle dobrze, że w sprzedaży internetowej zacząłem nawet szkolić inne firmy.
* Co robisz aktualnie, prócz sprzedaży odzieży sportowej?
Najbardziej skupiam się obecnie na branży jubilerskiej. Kumpel przyszedł z pomysłem, ja miałem pieniądze, potem wiele rzeczy dograliśmy wspólnie. Generalnie chodzi o to, żeby dać każdej kobiecie wyjątkowy pierścionek, inny niż wszystkie, w przystępnej cenie. Stworzyliśmy konfigurator, umożliwiający łączenie szyny, czyli tej obręczy zakładanej na palec, z koroną i wybranym diamentem, w dowolnej kolorystyce. Oczywiście można zamówić taki pierścionek u jubilera, ale nie jest to proste, a przy tym sporo kosztuje. A u nas klient sam w internecie składa i dopasowuje sobie wszystko. Kombinacji jest około miliona, więc prawdopodobieństwo, że gdzieś w pobliżu ktoś będzie miał taki sam pierścionek, jest praktycznie zerowe.
* Znaliście trochę tę branżę?
Kolega znał dobrze rynek złota – jest pasjonatem tego tematu, prowadził też biznes oparty na złocie i metalach szlachetnych, ja zupełnie nie. Ale szybko się nauczyłem.
* To biznes wyłącznie internetowy.
Tak. Internet stwarza dziś największe możliwości, umożliwia największe skalowanie, każdy z niego korzysta, nie ma sensu pakować się w biznesy stacjonarne. Ten biznes już jest praktycznie gotowy do uruchomienia. Do tego dokładamy rozmaite inne możliwości np. obrączkę dopasowaną idealnie do pierścionka zaręczynowego. Zauważyliśmy, że jest taki problem i udało nam się go rozwiązać. Będziemy też oferowali diamenty w fantazyjnych kolorach, bo jest już technologia, która to umożliwia. Wszystko będzie pod naszą luksusową marką Burgundi. Nazwa nie jest przypadkowa – to kraina we Francji, słynąca z dobrego szlachetnego wina. W 1477 roku arcyksiążę Maksmilian I Habsburg wręczył swojej narzeczonej, księżnej Marii Burgundzkiej pierwszy pierścionek z brylantem, dając początek tej wspanialej tradycji.
* Ale na samym końcu – kto będzie wykonywał te pierścionki?
Tu przez długi czas, jak Bill Gates, odbijaliśmy się od różnych drzwi. Pojechaliśmy m.in. do Białegostoku, do gościa, który robi najlepsze wzory pierścionków w Polsce. Powiedział, że się nie da. Wysłał nas do odlewni w Poznaniu, tam przedstawiliśmy swój pomysł i też usłyszeliśmy, że się nie da, że szynę i główkę pierścionka odlewa się razem, nie ma mowy o jakimś późniejszym dopasowywaniu. A jednak znaleźliśmy złotnika, który się tego podjął.
* Kiedy ten biznes odpali na dobre?
Niebawem! Ale jeszcze nie ma daty premiery, dlatego, że projekt wymaga ostatnich szlifów, a ja jestem strasznym perfekcjonistą, więc ujrzy światło dziennie dopiero wtedy, gdy będzie idealny. Niemniej mam nadzieje zrobić kobietom wspaniały prezent na tegoroczne święta.
* Powiedz jeszcze o innych swoich biznesowych projektach.
Jako Ekologik zajmujemy się m.in. rekultywacjami terenów, zagospodarowywaniem śmieci itd. W ramach tej działalności pojechaliśmy do Indii na zaproszenie tamtejszego rządu na ISM FORUM INDIA. To największe tego typu wydarzenie w całych Indiach, zjeżdżają się tam firmy z całego kraju oraz krajów sąsiadujących. Dla przedstawicieli tamtejszego biznesu przygotowałem prezentację o technologiach proekologicznych. Nie traktowałem tego wtedy poważnie, ale teraz jest sporo osób, które interesują się pokazanymi przez nas technologiami np. przerabiania śmieci na prąd. Może niebawem coś z tego wyniknie. Ogólnie moja pierwsza firma nazywała się Ospeer i wciąż jeszcze działa w branży IT, zajmuje się projektowaniem stron internetowych, marketingiem, reklamą, programowaniem, brandingiem, pozycjonowaniem. Pozostałe działalności prowadzę w ramach tej firmy. Generalnie robię to, co kocham, o czym marzyłem od dziecka. Dlatego nawet pracując przez wiele godzin, nie narzekam. Jestem zadowolony, ale też cały czas rozglądam się za nowymi możliwościami.
Wasze komentarze (0)